Bieg Lwa 20.05.2023 Triathlon Lwa

Aktualności

Konkurs na relację – Marcin Nowak

Pierwszy start w kategorii M45 przypadł na 1/4 Triathlon Lwa, choć akurat tu kategoria była wydłużona do M40-49 i tylko dlatego nie stanąłem na podium ;) A tak na poważnie - pierwszy start po 22 miesiącach niebytu, hołmofisu, logdałnu, pandemu i wszystkich tych nowych słów, których nie lubimy i od razu z grubej rury. Mam na myśli grubość aury tego dnia.  

Temperatura wody 24*C. Pływanie bez pianek przyjąłem z entuzjazmem, bo po co się szarpać z gumą przed i po wyjściu z wody. 950 metrów przepłynięte bardzo zachowawczo, w tlenie, bez szarpania z oddechem na 4, czasem na 8. Czasem nawet wcale nie oddychałem i mógłbym tak płynąć kolejne kilometry, ale kazali wyłazić.

Po 19. minutach świeżutki pobiegłem na petardzie do T1 po TREKA, by jak najkrócej jechać w zapowiadanym deszczu. Udało się! Pierwsze 6km na suchej nawierzchni, tempo jak u Pro, oddech i tętno stabilne. No i zaczęło kropić, później padać, później je... Kropelki deszczu w połączeniu z pyłem na asfalcie uczyniły trasę bardzo śliską, dlatego w pierwszy wjazd rondo z czterech postanowiłem wykonać bardzo spokojnie. Nie wystarczyło - gleba przy 20km/h, krew z przedramienia i biodra, kiera skrzywiona, elementy lemondki pokulały się po całej gminie.

Poskładałem wszystko w całość i od tego momentu rumakowanie zastąpiła rozsądna przysłowiowa niedzielna jazda z koszykiem wiklinowym na kierownicy. Każdy zakręt i nawrotka, których naliczyłem 16 to wyhamowanie do jednego milimetra na godzinę. Od drugiego kółka z czterech to już nie deszcz tylko jakaś lawina grado-wody napędzana silnym wiatrem. To był mój debiut jazdy w takim armagiedonie i tego nie da się opisać. Będąc w środku tej zadymy, jadąc pod wiatr wylewałem deszcz z ust by móc oddychać, no i 45km jazdy zakończone w średnim tempie 32,7km/h. T2, bieg. I tu jako doświadczony zawodnik buty biegowe w strefie zmian przezornie zostawiłem w foliowej siatce, by nie zmokły. Sęk w tym, że siatka leżała w specjalnym koszu, a ten podczas ulewy został wypełnił się po brzegi wodą. Tak więc założyłem sześciokilowe zeszmacone asics’y i zacząłem człapać (ale był plusk!). 

Po pierwszych metrach okazało się, że skurcz, który złapał łydę w momencie gleby rowerowej nadal trzyma. "Shit, nie ukończę zawodów" - pomyślałem. Jednak po 5km wszystko wróciło do normy i w rezultacie 10km przebiegnięte w tempie 4:40/km. Czas na mecie 2:37, grubo poniżej trzech wyników na Triathlon Lwa sprzed lat, jednak morda się cieszy, bo w końcu jakaś meta, medal i jakieś, no dobra – ściganie ;) 

Organizatorzy Tri Lwa w tym roku nie zabłysnęli… oni błyszczą zawsze i przyzwyczaili mnie do najwyższych standardów, to i w tym roku stanęli na wysokości zadania. No i załatwili niepowtarzalną pogodę – a o to przecież najtrudniej ;)

Dziękuję Tomkowi Szwajkowskiemu za zdjęcia, ale żeby tylko jedno foto z mojej gleby?!

Triathlon Lwa Bieg Lwa

Partnerzy główni

Partnerzy techniczni